Siedząc w pokoju i patrząc przez
okno w zachmurzone wrześniowe niebo, nadal nie mogę w to uwierzyć. Nie mam
bladego pojęcia jak to wszystko się ułoży. To nie będzie łatwe. Szczerze
powiedziawszy, boję się tego dnia. Tyle wspomnień, wspólna ławka, wspólna
miejscówka na przerwach, wszystko! Tylko oczywiście jej brak.
Założyłam na siebie czarne dżinsy i
szarą bluzkę, którą znalazłam w szafie. Nie miałam zamiaru ubierać się na
kolorowo, chciałam w jakiś sposób uczcić pamięć Rosalie. Gdy weszłam do kuchni
mama przywitała mnie ciepłą kawą.
– Jak się trzymasz kochanie?
– Jest w porządku, dzięki mamo. – Wzięłam
łyk kawy, a następnie zabrałam się za jedzenie płatków śniadaniowych.
– Wszystko się ułoży Sophie, po nie
długim czasie wszystko wróci w miarę do normy, zobaczysz poradzisz sobie –
powiedziawszy to, usiadła naprzeciwko mnie.
– Wiem mamo, ale oczywiście to
nigdy nie będzie to samo. Nawet nie wiesz jak mi jej brakuje. Tak bardzo bym
chciała, żeby ten pierwszy dzień szkolny rozpocząć razem z nią, tak jak
robiłyśmy to, co roku.
– Poradzisz sobie córeczko, jesteś
silną osobą. Wierzę w ciebie – powiedziała to i uśmiechnęła się pocieszająco.
– Dzięki mamo, ale będę się już
zbierała do szkoły. – Wstałam i ruszyłam do drzwi wyjściowych. – Będę później.
Chciałabym jeszcze po szkole odwiedzić cmentarz.
– Dobrze, tylko uważaj na siebie. W
razie, czego dzwoń do mnie lub do taty – powiedziała, po czym pocałowała mnie w
czoło. – Gdybyś spotkała William’a, przekaż mu, że mógłby nas w końcu
odwiedzić. To, że ma te osiemnaście lat, nie oznacza, że jest wielkim dorosłym.
Wciąż jest na naszym utrzymaniu i z nami mieszka.
– Dobrze mamo. Do zobaczenia.
Po tych słowach, szybko narzuciłam
na siebie czarny sweterek i ruszyłam w stronę przystanku autobusowego. Do
szkoły nie miałam zbyt daleko, około 15 minut drogi pieszo. Jednak byłam już
odrobinę spóźniona i musiałam wybrać autobus.
W szkole, jak to w szkole, ogromny
tłok. Wszędzie pełno ludzi, znajome twarze, ale i także pełno nowych
pierwszaków. Nasze liceum było dość sporą oraz starą szkołą. Uczęszczali do
niej nie tylko uczniowie z Coldford, ale także z wielu odległych okolic. Tak
szczerze, nie ma, na co narzekać. Jednak szkoła, jak szkoła, szczególną
sympatią darzyć się jej nie da.
Dookoła mnie pełno smutnych twarzy,
widać, że wiele ludzi, którzy ją znali, przeżyli jej śmierć. Ale to minie, jak
zawsze. Ludzie szybko zapomną, wrócą do swojego normalnego życia i będą
postępować jak dawniej. Ja natomiast już nigdy nie powrócę do normalnego życia,
ono zupełnie się dla mnie zmieniło. Wszystko muszę rozpoczynać od nowa.
– Hej Soph. Jak się trzymasz? –
zapytała Katie lekko mnie obejmując.
– Cześć. Dzięki, jakoś sobie radzę.
– Uśmiechnęłam się smutno. – A ty? Cała reszta, jak?
– Wszystkim nam jej brakuje. Była
naszą mała iskierką szczęścia. Będzie ciężko, ale sobie poradzimy.
– Tak, na pewno – powiedziałam.
Tylko każdy powtarzał w kółko to
samo, a skąd możemy wiedzieć, co się wydarzy za chwile. Wszystko jest takie
kruche i nie wiadomo, czego mamy się spodziewać.
Dzień w szkole zleciał dość szybko i monotonnie. Rzadko
wspominaliśmy Rose i za to byłam każdemu wdzięczna. Nie miałam ochoty
wszystkiego jeszcze raz przechodzić.
Byłam już nie daleko cmentarza i
gdy przechodziłam przez ulicę, nie wiadomo skąd drogę zajechał mi czarny motocross.
Gdybym w ostatniej chwili nie uciekła, mogłoby nie być za dobrze. Cross zatrzymał się na poboczu i jego kierowca,
ubrany na czarno, podszedł do mnie ściągając kask.
– Nic ci nie jest? – zapytał
chłopak, a ja na moment zatonęłam w jego czarnych, onyksowych oczach. Na
szczęście szybko się otrząsnęłam.
– Nie, wszystko okej. A ty mógłbyś
uważać jak jeździsz. – Przez krótką chwilę dostrzegłam coś w wyrazie jego
twarzy, ale szybko to ukrył, więc równie dobrze mogło mi się tylko wydawać.
– A ty jak chodzisz, to tyczy się
również w drugą stronę – powiedział, przeczesując swoje zmierzwione czarne
włosy. – No chyba, że dosłownie wybierasz się na ten cmentarz.
– Bardzo śmieszne. Ha ha. Ja
normalnie przechodziłam przez ulice i gdy szłam nic nie jechało, to tobie nie
wyobrażalnie się gdzieś spieszyło i pędziłeś jak szalony, więc mnie się nie
czepiaj – odparłam.
– Taaak… Tylko gdybyś jeszcze raz
się rozejrzała, na pewno nie rozjechałbym po raz kolejny jakiejś laseczki –
powiedział i na chwile się zawahał. – Zresztą, koniec tematu, nic ci nie jest,
a ja spadam.
– Czyli już kogoś potrąciłeś? To
świadczy tylko o tym, kto tu zawinił, i to na pewno nie jestem ja! – krzyknęłam
za nim, lecz on zdążył już nałożyć kask i wsiąść na cross’a. Po chwili na
poboczu zostały już tylko kłęby kurzu.
Co za palant! – pomyślałam i ruszyłam alejką między grobami. Nawet
nie można spokojnie przejść przez ulice i pomyśleć tylko, że gdybym nie zeszła
w samą porę, to rzeczywiście mogłabym się teraz tutaj znajdywać i to nie w tym
celu, w którym właśnie jestem. Nie rozumiem jak tacy ludzie mogą w ogóle
dostawać prawo jazdy. Sam się nawet przyznał, że taka sytuacja nie wydarzyła
się po raz pierwszy. Jak ktoś taki może mieć zarazem takie niesamowite oczy,
nieziemską muskulaturę ciała, opaleniznę, jednym słowem jak może być tak
przystojny, a zarazem tak głupi? Chwila, chwila, troszkę się zapędziłam. Koniec
o nim, czas odwiedzić Rosalie.
Gdy dotarłam do jej grobu, obok
zauważyłam, małą rudą kulkę. Gdy podeszłam bliżej, okazało się, że to kot.
– Kicia, co ty tutaj robisz? –
powiedziałam biorąc ją na ręce. – Czy ty czasami się nie zgubiłaś?
Kot zamiauczał, po czym
polizał mnie po policzku.
– Dobrze, już dobrze. Widzę, że
jesteś głodna. Zabiorę Cię zaraz do domu i nakarmię. Co ty na to?
W odpowiedzi tylko zamruczał mi do
ucha. Za nim jednak wróciłam domu, spędziłam chwilę przy grobie przyjaciółki.
Oczywiście emocje były silniejsze ode mnie i łzy spłynęły po policzkach w
nieoczekiwanym dla mnie momencie. Naprawdę bardzo trudno będzie mi się
przyzwyczaić do życia bez niej.
W domu czekali już na mnie rodzice.
– Patrzcie kogo znalazłam dzisiaj
po południu – powiedziałam, wyciągając kota przed siebie.
– Popatrz Michael, jaki śliczny! –
krzyknęła mama i wzięła kota na ręce.
– Tato, będziemy mogli go
zatrzymać, prawda? – zapytałam ojca, któremu została przerwana lektura
tygodnika.
– No nie wiem, a kto będzie się nim
zajmował? I gdzie chcesz go trzymać? – Spojrzał na mnie znad okularów.
– No oczywiście, że ja się nim
zajmę i mam nadzieje, że od czasu do czasu mi pomożecie. A spać mógłby u mnie w
pokoju. Proszę, tak bardzo cię proszę. – Patrzyłam raz na tatę raz na mamę
błagalnym wzrokiem.
– Hm. Michael, moim zdaniem
powinieneś się zgodzić, biorąc pod uwagę, że nie mamy żadnych zwierząt oraz
obecną sytuację… - powiedziała mama, wymownie patrząc na tatę.
Po chwili milczenia tata odpowiedział.
– No zgoda. Ale pamiętaj, teraz będziesz
miała przy nim obowiązki.
– Och, dziękuję wam bardzo! – Podbiegłam
do nich i ich mocno uściskałam.
–
No dobrze, a czy spotkałaś gdzieś Williama? W ogóle nie daje znaku życia ten
chłopak. Co my z nim mamy – powiedziała mama, ciężko wzdychając.
– Niestety nie, ale z tego, co się orientuje musiał gdzieś
zabalować, postaram się dowiedzieć od jego kumpli gdzie może być.
– Oj, będzie miał przechlapane. Za dużo sobie pozwala ten
chłopak – oznajmił tata, po czym kiwając głową, wrócił do swojej lektury.
– Okej, to ja będę u siebie na górze i postaram się zająć
kotkiem. Gdybyście mnie potrzebowali, to wołajcie. I jeszcze raz dzięki –
powiedziałam i wzięłam kota od mamy.
Na początek musiałam ustalić gdzie będzie nocleg mojego nowego
towarzysza, oraz oczywiście jak go nazwać.
Mój
pokój nie był zbyt duży. Małe biurko z laptopem i stertą podręczników, mała
komoda z lusterkiem, oraz dwie szafki z moimi ubraniami. Na środku pokoju jak
zwykle było ich pełno, nigdy nie miałam czasu na porządek, może ściślej, nie
chciało mi się tego wszystkiego sprzątać. Na szczęście miałam jedną rzecz, którą
uwielbiałam w moim pokoju, a mianowicie hamak, który znajdował się na moim
balkonie. Tutaj rodzicom musze pogratulować, bo z wybraniem mi pokoju z
balkonem i niesamowitym widokiem na Ocean Atlantycki trafili w dziesiątkę.
Niestety hamak nie przydaje się w jesienne ani zimowe dni, na szczęście mam
jeszcze swój ulubiony parapet. Tak na marginesie, lubię mój cały pokój, da się
w nim przeżyć. Tylko teraz gdzie umieszczę kota? Hm…
– Myślę, że najlepszym miejscem będzie to pod oknem koło
kaloryfera. Na pewno mu tam się spodoba. – Dobiegł mnie jakiś znajomy głos zza
pleców. Myślałam, że padnę jak długa, gdy odwrócę się do tyłu. – Muszę
przyznać, że ładny ten twój kotek. Myślałaś może jak go nazwać? Pan Rudy,
Kłębuszek, Puszek… Jak myślisz?
Ostrożnie, mimo niechęci, odwróciłam się na pięcie, a moja szczęka
dosłownie opadła. To nie mogło dziać się naprawdę!
– Wydaję mi się, że odrobinę zbladłaś Soph. Nic ci nie jest?
Na moim parapecie siedziała najprawdziwsza Rosalie! Zresztą sama
już nie wiem czy taka znowu prawdziwa. Ale siedziała tam, patrzyła na mnie, a
nawet do mnie mówiła. Więc to musiała być ona!
– C…co ty t…tu r…robisz?! – krzyknęłam.
– Jak to, co? Siedzę? Rozmawiam z tobą? Halo?! Ziemia do Sophie!
– Zamachnęła mi nagle ręką przed nosem. W jednej sekundzie siedziała na
parapecie, a w drugiej już stała przede mną.
– A…ale ty… To nie jest możliwe!
– Oj, nie przesadzaj już. Każdemu zdarza się umrzeć, prawda? Ale
to nie znaczy, że każdy idzie sobie potem do nieba lub piekła. Wiesz, ja tam
postanowiłam jeszcze trochę tutaj zostać. Nie cieszysz się? – Wyszczerzyła
zadbane zęby w uśmiechu. Wciąż miała na sobie te same ubrania, jak w dniu, w
którym zginęła.
– No tak, cieszę się i to bardzo, ale to jest absurdalne i
niedorzeczne! Może to mi się już coś majaczy, może to przez ten dzisiejszy
wypadek, może powinnam powiedzieć o tym mamie? – Pytałam sama siebie.
– Tak, a oni wyślą cię do psychiatryka i wszystko ułoży się
idealnie. Brawo, świetny plan Soph. Spójrz na mnie. – Wskazała dłonią na
siebie. – Jestem martwa, ale ty możesz mnie widzieć i nie zwariowałaś!
– Ale jak to w ogóle może być możliwe? – zapytałam.
– Hm, być może masz racje i przyczynił się do tego dzisiejszy
wypadek. Po prostu, otworzyły się dla ciebie drzwi do tamtego świata i nie
zdziw się moja droga, jak spotkasz inne duchy – powiedziała Rosalie,
przechadzając się z kotem w ramionach.
– Jak to inne duchy?! Rose, o czym ty mówisz? – Spojrzałam na
nią przerażona.
– Sophie, z kim ty tak rozmawiasz?! – krzyknęła z dołu mama.
– Ja? Tylko przez telefon, już kończę – odpowiedziałam. – A ty
moja droga postaraj się mi to jak najszybciej wyjaśnić – powiedziałam zniżonym
głosem do Rose.
– Okej, okej, nie denerwuj się już tak. Miło było, ale muszę już
lecieć. Paaa. – Po wypowiedzeniu tych słów rozpłynęła się przede mną.
– Jak to pa? Rosalie wracaj! Halo? Jesteś gdzieś tutaj?! – Próbowałam
ją jeszcze w jakikolwiek sposób znaleźć, ale okazało się to bezskuteczne.
Zniknęła na dobre. A ja zostałam z tym dość dziwnym problemem i kotem sama.
***
Dobra, ciągle nic się nie dzieje ;d
Zaczęła się szkoła, a ja już nie mam na nic czasu,
ani nawet na nic siły.
Nie wyobrażam sobie zdania matury, jak dla mnie na razie jest tragedia.
Ciężko jest mi się przestawić :x
A u was jak? :)
Do następnego!
Ciekawy rozdział, nie spodziewałam się powrotu Rosalie a tu taka niespodzianka
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny
pozdrawiam ;))
Ha jednak miałam racje co do tego, że masz jakiś zamiar z Rosalie xD
OdpowiedzUsuńRozdział fantastyczny, aż nie mogę się doczekać kolejnego;)
Życzę dużo weny i pozdrawiam;*
Super rozdział :) Nie spodziewałam się, że Rosalie wróci ^^ A swoją drogą bardzo ciekawi mnie co miała na myśli, mówiąc "inne duchy" :D
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział !
Pozdrawiam, życzę weny i zapraszam do mnie :*
Świetne, ale czemu takie krótkie???
OdpowiedzUsuńJa chcę kolejny rozdział!!
Bo poskarżę się mamusi ;p
ojjj. Nie spodziewałam się, że Rosalie wróci, ale musze przyznać, że to wspaniały pomysł z duchami... Zastanawiam się kim był ten koleś i co kot robił na cmentarzu ? No i jeszcze co oznacza "że zobaczy inne duchy" ? Szkoda że rozdział jest krótki, i niewiele się dzieje, ale przynajmniej pomysł jest dobry :) Zobaczymy co dalej :)
OdpowiedzUsuń