sobota, 7 września 2013

ROZDZIAŁ DRUGI


Siedząc w pokoju i patrząc przez okno w zachmurzone wrześniowe niebo, nadal nie mogę w to uwierzyć. Nie mam bladego pojęcia jak to wszystko się ułoży. To nie będzie łatwe. Szczerze powiedziawszy, boję się tego dnia. Tyle wspomnień, wspólna ławka, wspólna miejscówka na przerwach, wszystko! Tylko oczywiście jej brak.
Założyłam na siebie czarne dżinsy i szarą bluzkę, którą znalazłam w szafie. Nie miałam zamiaru ubierać się na kolorowo, chciałam w jakiś sposób uczcić pamięć Rosalie. Gdy weszłam do kuchni mama przywitała mnie ciepłą kawą.
– Jak się trzymasz kochanie?
– Jest w porządku, dzięki mamo. – Wzięłam łyk kawy, a następnie zabrałam się za jedzenie płatków śniadaniowych.
– Wszystko się ułoży Sophie, po nie długim czasie wszystko wróci w miarę do normy, zobaczysz poradzisz sobie – powiedziawszy to, usiadła naprzeciwko mnie.
– Wiem mamo, ale oczywiście to nigdy nie będzie to samo. Nawet nie wiesz jak mi jej brakuje. Tak bardzo bym chciała, żeby ten pierwszy dzień szkolny rozpocząć razem z nią, tak jak robiłyśmy to, co roku.
– Poradzisz sobie córeczko, jesteś silną osobą. Wierzę w ciebie – powiedziała to i uśmiechnęła się pocieszająco.
– Dzięki mamo, ale będę się już zbierała do szkoły. – Wstałam i ruszyłam do drzwi wyjściowych. – Będę później. Chciałabym jeszcze po szkole odwiedzić cmentarz.
– Dobrze, tylko uważaj na siebie. W razie, czego dzwoń do mnie lub do taty – powiedziała, po czym pocałowała mnie w czoło. – Gdybyś spotkała William’a, przekaż mu, że mógłby nas w końcu odwiedzić. To, że ma te osiemnaście lat, nie oznacza, że jest wielkim dorosłym. Wciąż jest na naszym utrzymaniu i z nami mieszka.
– Dobrze mamo. Do zobaczenia.
Po tych słowach, szybko narzuciłam na siebie czarny sweterek i ruszyłam w stronę przystanku autobusowego. Do szkoły nie miałam zbyt daleko, około 15 minut drogi pieszo. Jednak byłam już odrobinę spóźniona i musiałam wybrać autobus.

W szkole, jak to w szkole, ogromny tłok. Wszędzie pełno ludzi, znajome twarze, ale i także pełno nowych pierwszaków. Nasze liceum było dość sporą oraz starą szkołą. Uczęszczali do niej nie tylko uczniowie z Coldford, ale także z wielu odległych okolic. Tak szczerze, nie ma, na co narzekać. Jednak szkoła, jak szkoła, szczególną sympatią darzyć się jej nie da.
Dookoła mnie pełno smutnych twarzy, widać, że wiele ludzi, którzy ją znali, przeżyli jej śmierć. Ale to minie, jak zawsze. Ludzie szybko zapomną, wrócą do swojego normalnego życia i będą postępować jak dawniej. Ja natomiast już nigdy nie powrócę do normalnego życia, ono zupełnie się dla mnie zmieniło. Wszystko muszę rozpoczynać od nowa.
– Hej Soph. Jak się trzymasz? – zapytała Katie lekko mnie obejmując.
– Cześć. Dzięki, jakoś sobie radzę. – Uśmiechnęłam się smutno. – A ty? Cała reszta, jak?
– Wszystkim nam jej brakuje. Była naszą mała iskierką szczęścia. Będzie ciężko, ale sobie poradzimy.
– Tak, na pewno – powiedziałam.
Tylko każdy powtarzał w kółko to samo, a skąd możemy wiedzieć, co się wydarzy za chwile. Wszystko jest takie kruche i nie wiadomo, czego mamy się spodziewać.
      Dzień w szkole zleciał dość szybko i monotonnie. Rzadko wspominaliśmy Rose i za to byłam każdemu wdzięczna. Nie miałam ochoty wszystkiego jeszcze raz przechodzić.

Byłam już nie daleko cmentarza i gdy przechodziłam przez ulicę, nie wiadomo skąd drogę zajechał mi czarny motocross. Gdybym w ostatniej chwili nie uciekła, mogłoby nie być za dobrze.  Cross zatrzymał się na poboczu i jego kierowca, ubrany na czarno, podszedł do mnie ściągając kask.
– Nic ci nie jest? – zapytał chłopak, a ja na moment zatonęłam w jego czarnych, onyksowych oczach. Na szczęście szybko się otrząsnęłam.
– Nie, wszystko okej. A ty mógłbyś uważać jak jeździsz. – Przez krótką chwilę dostrzegłam coś w wyrazie jego twarzy, ale szybko to ukrył, więc równie dobrze mogło mi się tylko wydawać.
– A ty jak chodzisz, to tyczy się również w drugą stronę – powiedział, przeczesując swoje zmierzwione czarne włosy. – No chyba, że dosłownie wybierasz się na ten cmentarz.
– Bardzo śmieszne. Ha ha. Ja normalnie przechodziłam przez ulice i gdy szłam nic nie jechało, to tobie nie wyobrażalnie się gdzieś spieszyło i pędziłeś jak szalony, więc mnie się nie czepiaj – odparłam.
– Taaak… Tylko gdybyś jeszcze raz się rozejrzała, na pewno nie rozjechałbym po raz kolejny jakiejś laseczki – powiedział i na chwile się zawahał. – Zresztą, koniec tematu, nic ci nie jest, a ja spadam.
– Czyli już kogoś potrąciłeś? To świadczy tylko o tym, kto tu zawinił, i to na pewno nie jestem ja! – krzyknęłam za nim, lecz on zdążył już nałożyć kask i wsiąść na cross’a. Po chwili na poboczu zostały już tylko kłęby kurzu.
 Co za palant! – pomyślałam i ruszyłam alejką między grobami. Nawet nie można spokojnie przejść przez ulice i pomyśleć tylko, że gdybym nie zeszła w samą porę, to rzeczywiście mogłabym się teraz tutaj znajdywać i to nie w tym celu, w którym właśnie jestem. Nie rozumiem jak tacy ludzie mogą w ogóle dostawać prawo jazdy. Sam się nawet przyznał, że taka sytuacja nie wydarzyła się po raz pierwszy. Jak ktoś taki może mieć zarazem takie niesamowite oczy, nieziemską muskulaturę ciała, opaleniznę, jednym słowem jak może być tak przystojny, a zarazem tak głupi? Chwila, chwila, troszkę się zapędziłam. Koniec o nim, czas odwiedzić Rosalie.
Gdy dotarłam do jej grobu, obok zauważyłam, małą rudą kulkę. Gdy podeszłam bliżej, okazało się, że to kot.
– Kicia, co ty tutaj robisz? – powiedziałam biorąc ją na ręce. – Czy ty czasami się nie zgubiłaś?
 Kot zamiauczał, po czym polizał mnie po policzku.
– Dobrze, już dobrze. Widzę, że jesteś głodna. Zabiorę Cię zaraz do domu i nakarmię. Co ty na to?
W odpowiedzi tylko zamruczał mi do ucha. Za nim jednak wróciłam domu, spędziłam chwilę przy grobie przyjaciółki. Oczywiście emocje były silniejsze ode mnie i łzy spłynęły po policzkach w nieoczekiwanym dla mnie momencie. Naprawdę bardzo trudno będzie mi się przyzwyczaić do życia bez niej.
 
 W domu czekali już na mnie rodzice.
– Patrzcie kogo znalazłam dzisiaj po południu – powiedziałam, wyciągając kota przed siebie.
– Popatrz Michael, jaki śliczny! – krzyknęła mama i wzięła kota na ręce.
– Tato, będziemy mogli go zatrzymać, prawda? – zapytałam ojca, któremu została przerwana lektura tygodnika.
– No nie wiem, a kto będzie się nim zajmował? I gdzie chcesz go trzymać? – Spojrzał na mnie znad okularów.
– No oczywiście, że ja się nim zajmę i mam nadzieje, że od czasu do czasu mi pomożecie. A spać mógłby u mnie w pokoju. Proszę, tak bardzo cię proszę. – Patrzyłam raz na tatę raz na mamę błagalnym wzrokiem.
– Hm. Michael, moim zdaniem powinieneś się zgodzić, biorąc pod uwagę, że nie mamy żadnych zwierząt oraz obecną sytuację… - powiedziała mama, wymownie patrząc na tatę.
Po chwili milczenia tata odpowiedział.
– No zgoda. Ale pamiętaj, teraz będziesz miała przy nim obowiązki.
– Och, dziękuję wam bardzo! – Podbiegłam do nich i ich mocno uściskałam.
            – No dobrze, a czy spotkałaś gdzieś Williama? W ogóle nie daje znaku życia ten chłopak. Co my z nim mamy – powiedziała mama, ciężko wzdychając.
– Niestety nie, ale z tego, co się orientuje musiał gdzieś zabalować, postaram się dowiedzieć od jego kumpli gdzie może być.
– Oj, będzie miał przechlapane. Za dużo sobie pozwala ten chłopak – oznajmił tata, po czym kiwając głową, wrócił do swojej lektury.
– Okej, to ja będę u siebie na górze i postaram się zająć kotkiem. Gdybyście mnie potrzebowali, to wołajcie. I jeszcze raz dzięki – powiedziałam i wzięłam kota od mamy.
Na początek musiałam ustalić gdzie będzie nocleg mojego nowego towarzysza, oraz oczywiście jak go nazwać.
            Mój pokój nie był zbyt duży. Małe biurko z laptopem i stertą podręczników, mała komoda z lusterkiem, oraz dwie szafki z moimi ubraniami. Na środku pokoju jak zwykle było ich pełno, nigdy nie miałam czasu na porządek, może ściślej, nie chciało mi się tego wszystkiego sprzątać. Na szczęście miałam jedną rzecz, którą uwielbiałam w moim pokoju, a mianowicie hamak, który znajdował się na moim balkonie. Tutaj rodzicom musze pogratulować, bo z wybraniem mi pokoju z balkonem i niesamowitym widokiem na Ocean Atlantycki trafili w dziesiątkę. Niestety hamak nie przydaje się w jesienne ani zimowe dni, na szczęście mam jeszcze swój ulubiony parapet. Tak na marginesie, lubię mój cały pokój, da się w nim przeżyć. Tylko teraz gdzie umieszczę kota? Hm…
– Myślę, że najlepszym miejscem będzie to pod oknem koło kaloryfera. Na pewno mu tam się spodoba. – Dobiegł mnie jakiś znajomy głos zza pleców. Myślałam, że padnę jak długa, gdy odwrócę się do tyłu. – Muszę przyznać, że ładny ten twój kotek. Myślałaś może jak go nazwać? Pan Rudy, Kłębuszek, Puszek… Jak myślisz?
Ostrożnie, mimo niechęci, odwróciłam się na pięcie, a moja szczęka dosłownie opadła. To nie mogło dziać się naprawdę!
– Wydaję mi się, że odrobinę zbladłaś Soph. Nic ci nie jest?
Na moim parapecie siedziała najprawdziwsza Rosalie! Zresztą sama już nie wiem czy taka znowu prawdziwa. Ale siedziała tam, patrzyła na mnie, a nawet do mnie mówiła. Więc to musiała być ona!
– C…co ty t…tu r…robisz?! – krzyknęłam.
– Jak to, co? Siedzę? Rozmawiam z tobą? Halo?! Ziemia do Sophie! – Zamachnęła mi nagle ręką przed nosem. W jednej sekundzie siedziała na parapecie, a w drugiej już stała przede mną.
– A…ale ty… To nie jest możliwe!
– Oj, nie przesadzaj już. Każdemu zdarza się umrzeć, prawda? Ale to nie znaczy, że każdy idzie sobie potem do nieba lub piekła. Wiesz, ja tam postanowiłam jeszcze trochę tutaj zostać. Nie cieszysz się? – Wyszczerzyła zadbane zęby w uśmiechu. Wciąż miała na sobie te same ubrania, jak w dniu, w którym zginęła.
– No tak, cieszę się i to bardzo, ale to jest absurdalne i niedorzeczne! Może to mi się już coś majaczy, może to przez ten dzisiejszy wypadek, może powinnam powiedzieć o tym mamie? – Pytałam sama siebie.
– Tak, a oni wyślą cię do psychiatryka i wszystko ułoży się idealnie. Brawo, świetny plan Soph. Spójrz na mnie. – Wskazała dłonią na siebie. – Jestem martwa, ale ty możesz mnie widzieć i nie zwariowałaś!
– Ale jak to w ogóle może być możliwe? – zapytałam.
– Hm, być może masz racje i przyczynił się do tego dzisiejszy wypadek. Po prostu, otworzyły się dla ciebie drzwi do tamtego świata i nie zdziw się moja droga, jak spotkasz inne duchy – powiedziała Rosalie, przechadzając się z kotem w ramionach.
– Jak to inne duchy?! Rose, o czym ty mówisz? – Spojrzałam na nią przerażona.
– Sophie, z kim ty tak rozmawiasz?! – krzyknęła z dołu mama.
– Ja? Tylko przez telefon, już kończę – odpowiedziałam. – A ty moja droga postaraj się mi to jak najszybciej wyjaśnić – powiedziałam zniżonym głosem do Rose.
– Okej, okej, nie denerwuj się już tak. Miło było, ale muszę już lecieć. Paaa. – Po wypowiedzeniu tych słów rozpłynęła się przede mną.

– Jak to pa? Rosalie wracaj! Halo? Jesteś gdzieś tutaj?! – Próbowałam ją jeszcze w jakikolwiek sposób znaleźć, ale okazało się to bezskuteczne. Zniknęła na dobre. A ja zostałam z tym dość dziwnym problemem i kotem sama.


***

Dobra, ciągle nic się nie dzieje ;d
Zaczęła się szkoła, a ja już nie mam na nic czasu, 
ani nawet na nic siły. 
Nie wyobrażam sobie zdania matury, jak dla mnie na razie jest tragedia.
Ciężko jest mi się przestawić :x
A u was jak? :)
Do następnego!

5 komentarzy:

  1. Ciekawy rozdział, nie spodziewałam się powrotu Rosalie a tu taka niespodzianka
    czekam na kolejny

    pozdrawiam ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha jednak miałam racje co do tego, że masz jakiś zamiar z Rosalie xD
    Rozdział fantastyczny, aż nie mogę się doczekać kolejnego;)
    Życzę dużo weny i pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :) Nie spodziewałam się, że Rosalie wróci ^^ A swoją drogą bardzo ciekawi mnie co miała na myśli, mówiąc "inne duchy" :D
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział !
    Pozdrawiam, życzę weny i zapraszam do mnie :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne, ale czemu takie krótkie???
    Ja chcę kolejny rozdział!!
    Bo poskarżę się mamusi ;p

    OdpowiedzUsuń
  5. ojjj. Nie spodziewałam się, że Rosalie wróci, ale musze przyznać, że to wspaniały pomysł z duchami... Zastanawiam się kim był ten koleś i co kot robił na cmentarzu ? No i jeszcze co oznacza "że zobaczy inne duchy" ? Szkoda że rozdział jest krótki, i niewiele się dzieje, ale przynajmniej pomysł jest dobry :) Zobaczymy co dalej :)

    OdpowiedzUsuń