sobota, 21 września 2013

ROZDZIAŁ TRZECI

          Dom urządzony był dość współcześnie. Można przyznać, że był całkiem zadbany. Salon w kolorze białym z czarnymi meblami, wielka plazma na ścianie i wygodne skórzane meble. Większość domu urządzona była w podobnym stylu.
– Muszę przyznać, że masz gust Jack. Nie spodziewałam się, że wybierzesz tak świetnie urządzony dom – powiedziała Nina zwracając się do Jacka.
– Nikt z nas nie szukał przytulnego mieszkanka Nino, ten był jednym z pierwszych na liście na sprzedaż – powiedział Daniel wchodząc do salonu w czarnej motocyklowej kurtce z kaskiem w ręku.
– No, ale nieźle musieliście za niego wybulić – powiedziała Nina.
– Kiedy ty się wszystkiego nauczysz, wciąż ciężko się przyzwyczaić, że jesteś nowicjuszką. Oczywiście za nic nie zapłaciliśmy. Czy ty kiedykolwiek widziałaś żebyśmy w jakikolwiek sposób zarabiali na życie? – odparł Jack ciężko opadając na kanapę.
– No nie. Ach tak! – powiedziała po chwili Nina. – Kontrola umysłu, całkowicie zapomniałam. No, ale czy to moja wina, że nie pamiętam rzeczy, których sama nie posiadam? Ciągle nie mogę zrozumieć, dlaczego wy możecie kontrolować umysłami innych, a ja nie?! – krzyknęła Nina.
            – Znowu się zaczyna – powiedział Daniel siadając naprzeciwko Jacka na fotelu.
– Nie wiemy, dlaczego tak się dzieje, może jakieś komplikacje? Nie mamy pojęcia, ale nie musisz tak ciągle histeryzować! – krzyknął Jack na Ninę.   
– Oj, już dobrze, dobrze. A ty Danielu uważaj, bo kask zaraz spadnie ze stolika, a z twojej twarzy zniknie ten głupkowaty uśmieszek.
– O czym ty mówisz …- Daniel nie kończył zdania, łapiąc kask. – Jak … Skąd wiedziałaś, że zaraz spadnie?
– Nie wiem, po prostu zobaczyłam, że  spada – powiedziała drobna dziewczyna i wyszła z salonu.
Jack z Danielem spojrzeli po sobie.
– Nie uważasz, że to było trochę dziwne? – zapytał Jack.
– Cóż, muszę przyznać ci racje. Trochę dziwne jest to, że Nina, mimo iż spadła tak jak my nie ma tych samych umiejętności.
– A jednak przewidziała, że twój kask spadnie ze stolika.
– To mógłby być zwykły przypadek Jack, chyba, że…- Daniel uważniej spojrzał na przyjaciela.
– Chyba, że jest Wyrocznią. Ale to zjawisko jest rzadko spotykane w śród naszego gatunku, więc to moim zdaniem mało prawdopodobne.
– Ale może tak być! A wiesz, jaki to zaszczyt? Jakie to szczęście mieć Wyrocznię u swego boku? Bylibyśmy o krok do przodu od każdego!
– Musimy to jeszcze sprawdzić, dowiedzieć się dokładnie – powiedział Jack i poszedł zawołać Ninę.
Po godzinie tłumaczenia i prób Jackowi i Danielowi udało się namówić Ninę na spróbowanie zobaczenia czegokolwiek, aby przekonać się, czy naprawdę są w posiadaniu Wyroczni.
– Proszę cię, skoncentruj się na czymś lub kimś i spróbuj zobaczyć cokolwiek – powiedział Jack.
– Ile razy mam wam jeszcze powtarzać, że to przychodzi samo?! Ja nie potrafię tego wywołać! – krzyknęła już dość znudzona dziewczyna.
– Może skoncentruj się na mnie. Ja będę pokazywać za plecami palce, a ty spróbuj przewidzieć ile ich tam jest – powiedział spokojnie Daniel.
– Okej. Trzy. Pięć. Dwa. Sześć. Dziesięć. Ej! Sam spadaj! – Nina szturchnęła Daniela po tym jak za plecami pokazał jej środkowy palec.
– No, co? – zapytał rozbawiony. – Ja tylko sprawdzałem. No i musze przyznać, że w końcu ci się udało. Wystarczy, że skupisz się na danej rzeczy i całkiem ci to wychodzi.
– Hm. A gdybyś teraz skupiła się na Przejściu? – zapytał Jack.
– Jest mały problem drogi kolego. Ja tego Przejścia w ogóle nie widziałam! Więc jak mam się na nim skoncentrować?
– Nina ma rację. Musimy coś wymyślić. Trzeba dowiedzieć się jak najwięcej o Wyroczniach, a wtedy będziemy mogli zacząć działać. I chyba wiem, kto nam może pomóc – powiedział Daniel, po czym wyciągnął telefon z kieszeni.



- * -


            Po dniu pełnym przeżyć, postanowiłam położyć się wcześniej spać. Idąc z kotem, (któremu jeszcze nie dałam imienia) do łóżka, nagle usłyszałam jakiś hałas na dworze. Z początku pomyślałam, że to może moi rodzice, lecz przypomniałam sobie, że tata pojechał na tygodniową delegację gdyż został niespodziewanie wezwany, a mama wyszła do pracy na nocną zmianę. Mama jest pielęgniarką w pobliskim szpitalu, często jest wzywana, wiadomo ocean, więc dużo pracy. Natomiast tata jest przedstawicielem handlowym firmy farmaceutycznej. Dość często nie ma ich w domu, ale już się do tego przyzwyczaiłam. Zaczęłam naprawdę się bać, ponieważ nagle usłyszałam, że ten ktoś wchodzi na mój balkon! Położyłam kota na jego miejscu (pod oknem koło kaloryfera) i ostrożnie starając się nie robić żadnego hałasu podeszłam do okna w ręce trzymając na wszelki wypadek telefon. Gdy na balkonie pojawiła się ciemna postać, moje palce odruchowo nacisnęły słuchawkę połączenia na moim blackberry. W panice nie wiedziałam, co robić, po prostu stałam i patrzyłam jak postać podchodzi do okna i zamienia się w mojego brata! Od razu mu otworzyłam i rozłączyłam połączenie z numerem alarmowym.
– Co to do cholery miało być?! – krzyknęłam mu w twarz.
– Cicho, bo jeszcze ktoś usłyszy…
– Nikogo nie ma, nie bój się, chociaż i tak masz przechlapane u taty.
– Uff… - Odetchnął z wyraźną ulgą i zaczął wychodzić z mojego pokoju.
– Hola! – Stanęłam przed nim. – Co się z tobą ostatnio działo?
            – Nic szczególnego, byłem zajęty z Connorem – powiedział, chcąc mnie ominąć.
- Z Co…, kim? – powiedziałam kładąc mu dłoń na piersi - Skąd go wytrzasnąłeś?
- Connor. Mój nowy kumpel, zresztą nie ważne. Przepuść mnie wreszcie! – mówiąc to odepchnął mnie lekko i ruszył w stronę schodów.
– Will! Skąd ty go wytrzasnąłeś?! – Poszłam za nim do kuchni.
- Ludzie Soph, daj mi żyć. Dopiero, co wszedłem do domu. – Otworzył lodówkę z której wyciągnął butelkę piwa.
– Nie chce nic mówić, ale jakoś dziwnie wszedłeś do tego domu, no nie? Kto to jest?
– Dziewczyno! Czy ja zawsze muszę ci się ze wszystkiego tłumaczyć? Czy…
– Może mam ci przypomnieć – przerwałam mu – że dzięki temu wiem jaki kit wcisnąć rodzicom? Dzisiaj znowu się o ciebie pytali.
– Cholera, musze pogadać  Connorem, może załatwi mi jakiś kąt. Zaraz do niego zadzwonię.
Patrzyłam na niego jak pije piwo i nie mogłam uwierzyć w to co mówi. Szczerze cieszyłam się, że w końcu się wyprowadzi, ale trochę się martwiłam, w jakie nowe towarzystwo znów wpadł. Po ostatnim nie było dość ciekawie, dilerka, sami wiecie. Musieliśmy przeprowadzić się z ciepłego Orlando właśnie tutaj, ale nie ważne, długa historia. Od dłuższego czasu wszystko układało się całkiem dobrze, a teraz znowu się zaczyna.
– W co ty się znowu pakujesz? – zapytałam.
– Oj wyluzuj, nic się nie dzieje. Przeprowadzę się gdzieś nie daleko, żeby mieć na was oko.
– Ty na nas oko? Kurczę, Will, co ty znowu wyprawiasz?!
– Mówię, że nic, a teraz daj mi się w spokoju spakować. Jeszcze musze zadzwonić. – Wychodząc z kuchni, zatrzymał się i podszedł do mnie.
– Trzymaj. – Z kieszeni czarnej skórzanej kurtki, wyciągnął małą karteczkę. Zresztą, od kiedy on się tak ubiera?! Skórzana kurtka, ciemne dżinsy i podkoszulek, trapery, broń. Broń!
– Co ty masz pod kurtką!? Will, co ty wyprawiasz?! Od kiedy nosisz broń!? – krzyknęłam.
Złapał się za kark i przewrócił oczami.
– Jak dobrze, że jesteś moją małą spostrzegawczą siostrzyczką. To się bardzo przyda…
– Do czego! Cholera! I co to jest?! – Wskazałam na kartkę, którą położył na blacie kuchennym.
– Karnet. Weź go. Lepiej żeby rodzice nie zobaczyli – powiedział i skierował się na górę, zapewne do swojego pokoju.
Złapałam karteczkę i pobiegłam za nim. Gdy stanęłam w drzwiach, był już w połowie pakowania swoich rzeczy.
- Po co mi jakiś karnet? I na co? – zapytałam.
– Siłownia, tam masz wliczony boks, Kick-boxing i inne sztuki walki. Nie martw się podpis jest podrobiony, więc jak coś, masz tam zgodę rodziców.  
Cały czas słuchałam jego pleców oniemiała, musiałam dłuższy czas nic nie mówić, bo odwrócił się i powiedział:
– Okej? Ja nie żartuję Sophie.
- Ale o co chodzi? Will, co tu się dzieje?!
– Na razie nie mogę ci nic powiedzieć. – Uśmiechnął się znacząco – Ale ty pewnie wiesz o czym mówię, jeśli nie, dowiesz się już nie długo. I tak mi nie uwierzysz, więc nie mam zamiaru nic mówić. – Złapał mnie za ramiona i spojrzał na mnie poważnie – Obiecaj mi, że zaczniesz jak najszybciej trenować, najlepiej jakbyś zaczęła od jutra.
– Ale…
– Jesteś moją młodszą siostrą, co prawda dość irytującą, ale jednak siostrą, którą będę chronić na ile tylko potrafię. Więc obiecasz mi?
– T…tak, obiecuję. Ale…
– Nie ma żadnego, ale, przykro mi, że nie mogę nic więcej powiedzieć. – Pocałował mnie w czoło (coś niespotykanego!) i ruszył do wyjścia.
– Czekaj! A rodzice? – Zawołałam.
– Nic im nie mów o karnecie, ani o niczym. Po prostu powiedz, że gdy rano się obudziłaś moich rzeczy już nie było, nie mogę ich narażać. Na razie siostra! – Uśmiechnął się i zniknął za drzwiami.
Usiadłam na schodach i cały czas wpatrywałam się w drzwi, którymi przed chwilą wyszedł. CO TO MIAŁO BYĆ?! To się po prostu wydaje śmieszne! Jakieś chore! Może jednak zostałam dzisiaj potrącona i nic nie pamiętam, a mój mózg nieźle szwankuje? Chociaż po tym, co działo się w Orlando mogę uwierzyć mu naprawdę. Nie mam pojęcia, w tej chwili wiem tylko jedno. Jestem okropnie zmęczona.

Wstałam, zamknęłam drzwi na klucz i poszłam do mojego pokoju, rzucając się na łóżko, w którym od razu zapadłam w głęboki sen.

1 komentarz:

  1. Rozdział bardzo wciągający :) Mi się podoba <3

    Sorki, że tak krótko, ale jestem zmęczona i nwm co napisać :P

    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń