piątek, 8 listopada 2013

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Wracając do domu wybrałam najdłuższą drogę z możliwych. Chciałam się po prostu przejść. Wybrała bym się do pobliskiego parku, ale nie bardzo mam z kim. Zawsze chodziłam tam z Rosalie, zresztą wszystko robiłam z nią, a teraz. Naprawdę bardzo mi jej brakuje.
– Bardzo intensywnie o mnie myślisz ostatnio, aż musiałam sprawdzić czy nic się nie dzieje.
Podskoczyłam ze strachu widząc, kto do mnie mówi. A jednak, to nie był żaden udar słoneczny. Po prostu mi odbija!
– A tak w ogóle, co u ciebie słychać kochana? – zapytała.
Zatrzymałam się i spojrzałam na nią, aby się upewnić czy dobrze widzę i słyszę.
– Sophie, hej! Znowu się tak dziwnie zachowujesz, o co chodzi?
– O co chodzi?! – krzyknęłam. – Z tego, co wiem ty nie żyjesz! A ja już drugi raz jakimś cudem z tobą rozmawiam! Mam jakieś dziwne sny na jawie, a ty się jeszcze pytasz, o co chodzi!?
Aż mi ulżyło, że mogłam to w końcu z siebie wydusić. Lecz nagle zalał mnie mocny rumieniec, gdy zorientowałam się, że każdy na mnie patrzy. Musiałam ciekawie wyglądać wrzeszcząc na drzewo. Szybko coś wymamrotałam i uciekłam w stronę domu. Jaka szkoda, że w tej chwili nie mieszkam w jakimś wyludnionym miejscu. Mam tylko nadzieję, że nikt znajomy mnie nie widział! Rozejrzałam się jeszcze dookoła, czy gdzieś w pobliżu nie zobaczę Rose. Gdy byłam pewna, szybkim krokiem ruszyłam do domu.
            Gdy byłam już nie daleko, przede mną     znowu ukazała się jej postać.
– Ale narobiłaś sobie obciachu przy tych wszystkich ludziach! – powiedziała i zaczęła się głośno śmiać.
Postanowiłam się nic nie odzywać, aby nie zrobić znowu jakiejś głupoty. Mimo, że nie było nikogo w pobliżu wolałam nie ryzykować.
– Ojej, dawno się tak nie uśmiałam! – powiedziała – Hej, co ty taka sztywna się zrobiłaś? Halo, ziemia do Soph. – Pomachała mi ręką przed twarzą. – No odezwij się!
Rozejrzałam się na wszelki wypadek i powiedziałam ściszonym głosem:
– Ciebie tu nie ma! Daj mi spokój!
– Oj nie przesadzaj! W pewnym sensie tu jestem, niby jak w tej chwili ze mną rozmawiasz?
– Nie wiem i nie chcę się nad tym zastanawiać!
Wciąż dyskutując z Rosalie o niemożliwym, zauważyłam, że mijający nas czarny Jeep Grand Cherokee, stanowczo zwolnił. Próbowałam dostrzec kogoś za kierownicą, lecz było to nie możliwe dzięki przyciemnianym szybom. Jakby zauważając, że się mu przyglądam, tajemniczy kierowca przyspieszył i już go nie było.
– Kto to był? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Rose.
– Nie mam bladego pojęcia, ale to było dość dziwne. – Spojrzałam na nią z rezygnacją powoli akceptując jej „towarzystwo” i ruszyłam do drzwi.

            Gdy byłam już w domu na drzwiach lodówki zobaczyłam małą karteczkę.
Dzisiaj w pracy mamy urwanie głowy. Postaram się być w domu już jutro koło 14. Tata dostał nowe zlecenie i ma nie być go przez około dwa tygodnie… No, ale na pewno sobie poradzimy. W piekarniku masz zapiekankę, wystarczy ją odgrzać. Jeśli tylko znajdę chwile postaram się do ciebie zadzwonić. Całuję, mama.
– Ech… - Westchnęłam sama do siebie. Kolejny dzień sama, w wielkim, pustym domu.
            Ostatnio tata wyjeżdża na coraz dłuższe delegacje. Zawsze dużo pracował, ale nie aż tyle, co teraz. Trochę zaczyna mnie to martwić, tylko dlatego, że widzę to po mamie. Mam nadzieję, że wszystko jak najszybciej się unormuje.
            Zjadłszy obiad i pozmywawszy mój jedyny talerz, poszłam do swojego pokoju. Mam szczęście, że jest jeszcze ciepło, a szkoła zaczęła się trzy dni temu. Także nie musiałam się martwić (jeszcze) o zadania domowe i naukę. Z biurka wzięłam mojego czerwonego iPoda i poszłam odpocząć na hamaku. Ze słuchawek poleciała Birdy – People Help The People. Ludzie pomóżcie ludziom- śpiewa Jasmine, a mnie otula płaszcz snów.             

            Krzyk, stłumione dźwięki tłuczonego szkła, ponowny krzyk. Kolejny dziwny sen? Nie! Nagle jak poparzona spadam z hamaka na ziemię. Ktoś jest w moim domu! I to na pewno nie jest William, on nie krzyczałby kobiecym głosem!
            Podniosłam się i po cichutku zajrzałam do mojego pokoju. Nic. Postanowiłam zejść na dół, mimo pożerającego mnie strachu. Ostrożnie stawiałam stopy na kolejnych schodkach, aby nie wystraszyć potencjalnego napastnika. W ręce jak zawsze miałam mój telefon z palcem przy słuchawce połączenia. W korytarzu na dole zobaczyłam zbity wazon, ulubiony wazon mamy. Oj nie będzie zadowolona.
            W korytarzu i w salonie nic, no to teraz kuchnia – pomyślałam. Nabrałam głębszego wdechu i ruszyłam przed siebie. W kuchni wszędzie było pełno sztućców i naczyń.
            Nie mam pojęcia, co tu się dzieje – pomyślałam. Wtedy pod oknem zauważyłam dwudziestoparoletnią dziewczynę. Zdziwiona miałam zamiar zapytać się, co to wszystko ma znaczyć, ale ona natychmiast odwróciła się w moją stronę. Lekko podskoczyłam na widok jej oczu. Nienaturalnie dużych, z widocznymi sińcami i błyszczącymi od łez.
– Pomóż mi – powiedziała nieznajoma i już jej nie było. Tak po prostu, rozpłynęła się w powietrzu!
            Serce łomotało mi nie mogąc złapać prawidłowego rytmu. Nie mogłam złapać powietrza, stałam tam ciągle sparaliżowana.
– O mój Boże! Sophie! Jesteś przeźroczysta! – Przede mną jak zwykle nieoczekiwanie, pojawiła się Rose. – Chodź usiądź, bo zaraz padniesz jak długa i nabijesz się, nie daj Boże, na któryś z tych noży!
            Patrzyłam na nią pustym wzrokiem, nie wiedząc już, co myśleć.
Oszalałam, po prostu oszalałam.
– Soph, nie oszalałaś!
– Och. – Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że mówię na głos.
– Chodź i usiądź wreszcie. – Złapała mnie za rękę i od razu przeszły mnie ciarki. Była śmiesznie zimna. Zaczęłam się śmiać sama do siebie.
– Wiedziałam, że źle robię nic ci nie powiedziawszy – mówiąc to posadziła mnie na taborecie przy barze kuchennym i podała zimną wodę. Ale jak ona ją trzymała? – Pij.
            Zamiast pić, po prostu siedziałam z szklanką w ręce i cały czas głupio się śmiałam.
– Ugh! Dość tego! – Wyrwała mi szklankę i chlusnęła lodowatą wodą w twarz.
– Hej! – Wreszcie udało mi się wrócić do normalnego stanu.
– W końcu! Zachowywałaś się jak idiotka. Trzymaj. – Rzuciła mi ściereczkę.
            Wycierając się, cały czas na nią spoglądałam.
– No dobra, najpierw musimy tu posprzątać. Potem postaram ci się wszystko wyjaśnić. – Rosalie zaczęła zbierać noże i resztę sztućców porozrzucanych po całej kuchni. – No rusz się!
– Ale, jak… Przecież…
– Tak, dalej jestem nie żywa, ale mogę dotykać przedmiotów. Wszystko ci wytłumaczę, ale najpierw tu posprzątajmy.
            Po nie całych 10 minutach wszystko wyglądało normalnie. No, prawie normalnie.
– Zaraz, wazon! – Wybiegłam na korytarz. Niestety on nie był z metalu i nie leżał na podłodze w jednym kawałku. – Mama mnie zabije jak to zobaczy, to był jej ulubiony wazon!
– Przecież wiem! Pamięci jeszcze nie straciłam. Najwyżej powiesz, że, no nie wiem, stłukł go William?
– On już tu nie mieszka, a jak w ogóle coś o nim usłyszy… Lepiej nie prowokować losu – powiedziałam zbierając odłamki porcelany.
– Wiem! – Pojawiła mi się przed twarzą – Po prostu powiesz, że zrobiła to mała Artemida, gdy nie było cię w domu.
– Przestań w reszcie to robić! I to może być jedyny dobry pomysł.
           
W końcu posprzątawszy wszystko, z ciepłą kawą, znów leżałam na moim hamaku. Rose siedziała przede mną na barierce i opierała się o ścianę, tak jak robiła to zawsze. Dlaczego widzę ją tylko ja? Dlaczego nie może siedzieć tutaj żywa?
– No dobra, teraz powiedz mi, czego się tak wystraszyłaś? – zapytała, nie przerwanie na mnie patrząc.
– Zasnęłam…
– Jak zwykle.
– Nie przerywaj mi! Więc zasnęłam i nagle obudził mnie krzyk i okropny hałas. Zeszłam na dół a pod oknem w kuchni… - Przełknęłam wielką gule w gardle – Pod oknem stała jakaś dziewczyna. Gdy się odwróciła, jej oczy… Powiedziała tylko „Pomóż mi” i zniknęła, po prostu, jak za pstryknięciem palca.
            W końcu na nią spojrzałam, a ona wciąż się na mnie patrząc, promiennie się uśmiechała.
– A więc się udało – powiedziała jeszcze bardziej się do mnie szczerząc. – Soph udało się!
– Ale co się udało? W ogóle cię nie rozumiem…
– Przejęłaś po mnie pałeczkę!
– Co zrobiłam? – Spojrzałam na nią ogłupiała.


– Jesteś Przejściem! A tak się bałam, że się nie uda… Ale się udało! – powiedziawszy to rzuciła się na mnie, zamykając mnie w mocnym uścisku. Wciąż śmiesznie chłodnym.


***
Zamieściłam ankietę odnośnie tego opowiadania.
Głosujcie :)

4 komentarze:

  1. Cudowny *.*
    Tego się kompletnie nie spodziewałam ;]
    Życzę dużo weny i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. O jest wspanialy XD
    Maly glosik w mojej glowie mowil mi ze ona jest przejsciem XD

    Pozdrawiam Clary

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział <33 Kurczę co to jeszcze powiedzieć XD Genialnie piszesz,czekam na ciąg dalszy i zapraszam do siebie asikeo.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Woow ! Super rozdział !
    Na początku myślałam, że jakiś demon napadł na jej dom xD
    Bardzo mi się podoba, czekam na kolejny !! <3

    OdpowiedzUsuń