Wracając
do domu wybrałam najdłuższą drogę z możliwych. Chciałam się po prostu przejść.
Wybrała bym się do pobliskiego parku, ale nie bardzo mam z kim. Zawsze
chodziłam tam z Rosalie, zresztą wszystko robiłam z nią, a teraz. Naprawdę
bardzo mi jej brakuje.
– Bardzo intensywnie
o mnie myślisz ostatnio, aż musiałam sprawdzić czy nic się nie dzieje.
Podskoczyłam
ze strachu widząc, kto do mnie mówi. A jednak, to nie był żaden udar słoneczny.
Po prostu mi odbija!
– A tak w
ogóle, co u ciebie słychać kochana? – zapytała.
Zatrzymałam
się i spojrzałam na nią, aby się upewnić czy dobrze widzę i słyszę.
– Sophie,
hej! Znowu się tak dziwnie zachowujesz, o co chodzi?
– O co
chodzi?! – krzyknęłam. – Z tego, co wiem ty nie żyjesz! A ja już drugi raz
jakimś cudem z tobą rozmawiam! Mam jakieś dziwne sny na jawie, a ty się jeszcze
pytasz, o co chodzi!?
Aż mi
ulżyło, że mogłam to w końcu z siebie wydusić. Lecz nagle zalał mnie mocny
rumieniec, gdy zorientowałam się, że każdy na mnie patrzy. Musiałam ciekawie
wyglądać wrzeszcząc na drzewo. Szybko coś wymamrotałam i uciekłam w stronę
domu. Jaka szkoda, że w tej chwili nie mieszkam w jakimś wyludnionym miejscu.
Mam tylko nadzieję, że nikt znajomy mnie nie widział! Rozejrzałam się jeszcze
dookoła, czy gdzieś w pobliżu nie zobaczę Rose. Gdy byłam pewna, szybkim
krokiem ruszyłam do domu.
Gdy
byłam już nie daleko, przede mną znowu
ukazała się jej postać.
– Ale
narobiłaś sobie obciachu przy tych wszystkich ludziach! – powiedziała i zaczęła
się głośno śmiać.
Postanowiłam
się nic nie odzywać, aby nie zrobić znowu jakiejś głupoty. Mimo, że nie było
nikogo w pobliżu wolałam nie ryzykować.
– Ojej,
dawno się tak nie uśmiałam! – powiedziała – Hej, co ty taka sztywna się
zrobiłaś? Halo, ziemia do Soph. – Pomachała mi ręką przed twarzą. – No odezwij
się!
Rozejrzałam
się na wszelki wypadek i powiedziałam ściszonym głosem:
– Ciebie
tu nie ma! Daj mi spokój!
– Oj nie
przesadzaj! W pewnym sensie tu jestem, niby jak w tej chwili ze mną rozmawiasz?
– Nie wiem
i nie chcę się nad tym zastanawiać!
Wciąż
dyskutując z Rosalie o niemożliwym, zauważyłam, że mijający nas czarny Jeep
Grand Cherokee, stanowczo zwolnił. Próbowałam dostrzec kogoś za kierownicą,
lecz było to nie możliwe dzięki przyciemnianym szybom. Jakby zauważając, że się
mu przyglądam, tajemniczy kierowca przyspieszył i już go nie było.
– Kto to
był? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Rose.
– Nie mam
bladego pojęcia, ale to było dość dziwne. – Spojrzałam na nią z rezygnacją
powoli akceptując jej „towarzystwo” i ruszyłam do drzwi.
Gdy
byłam już w domu na drzwiach lodówki zobaczyłam małą karteczkę.
Dzisiaj w pracy mamy urwanie głowy. Postaram się być w domu już jutro
koło 14. Tata dostał nowe zlecenie i ma nie być go przez około dwa tygodnie…
No, ale na pewno sobie poradzimy. W piekarniku masz zapiekankę, wystarczy ją
odgrzać. Jeśli tylko znajdę chwile postaram się do ciebie zadzwonić. Całuję,
mama.
– Ech… - Westchnęłam
sama do siebie. Kolejny dzień sama, w wielkim, pustym domu.
Ostatnio
tata wyjeżdża na coraz dłuższe delegacje. Zawsze dużo pracował, ale nie aż
tyle, co teraz. Trochę zaczyna mnie to martwić, tylko dlatego, że widzę to po
mamie. Mam nadzieję, że wszystko jak najszybciej się unormuje.
Zjadłszy
obiad i pozmywawszy mój jedyny talerz, poszłam do swojego pokoju. Mam
szczęście, że jest jeszcze ciepło, a szkoła zaczęła się trzy dni temu. Także
nie musiałam się martwić (jeszcze) o zadania domowe i naukę. Z biurka wzięłam
mojego czerwonego iPoda i poszłam odpocząć na hamaku. Ze słuchawek poleciała Birdy – People Help The People. Ludzie
pomóżcie ludziom- śpiewa Jasmine, a mnie otula płaszcz snów.
Krzyk,
stłumione dźwięki tłuczonego szkła, ponowny krzyk. Kolejny dziwny sen? Nie!
Nagle jak poparzona spadam z hamaka na ziemię. Ktoś jest w moim domu! I to na
pewno nie jest William, on nie krzyczałby kobiecym głosem!
Podniosłam
się i po cichutku zajrzałam do mojego pokoju. Nic. Postanowiłam zejść na dół,
mimo pożerającego mnie strachu. Ostrożnie stawiałam stopy na kolejnych
schodkach, aby nie wystraszyć potencjalnego napastnika. W ręce jak zawsze miałam
mój telefon z palcem przy słuchawce połączenia. W korytarzu na dole zobaczyłam
zbity wazon, ulubiony wazon mamy. Oj nie będzie zadowolona.
W korytarzu i w salonie nic, no to teraz
kuchnia – pomyślałam. Nabrałam głębszego wdechu i ruszyłam przed siebie. W
kuchni wszędzie było pełno sztućców i naczyń.
Nie mam pojęcia, co tu się dzieje –
pomyślałam. Wtedy pod oknem zauważyłam dwudziestoparoletnią dziewczynę.
Zdziwiona miałam zamiar zapytać się, co to wszystko ma znaczyć, ale ona
natychmiast odwróciła się w moją stronę. Lekko podskoczyłam na widok jej oczu.
Nienaturalnie dużych, z widocznymi sińcami i błyszczącymi od łez.
– Pomóż mi
– powiedziała nieznajoma i już jej nie było. Tak po prostu, rozpłynęła się w
powietrzu!
Serce
łomotało mi nie mogąc złapać prawidłowego rytmu. Nie mogłam złapać powietrza,
stałam tam ciągle sparaliżowana.
– O mój
Boże! Sophie! Jesteś przeźroczysta! – Przede mną jak zwykle nieoczekiwanie,
pojawiła się Rose. – Chodź usiądź, bo zaraz padniesz jak długa i nabijesz się,
nie daj Boże, na któryś z tych noży!
Patrzyłam
na nią pustym wzrokiem, nie wiedząc już, co myśleć.
Oszalałam, po prostu oszalałam.
– Soph,
nie oszalałaś!
– Och. – Nawet
nie zdawałam sobie sprawy z tego, że mówię na głos.
– Chodź i
usiądź wreszcie. – Złapała mnie za rękę i od razu przeszły mnie ciarki. Była
śmiesznie zimna. Zaczęłam się śmiać sama do siebie.
–
Wiedziałam, że źle robię nic ci nie powiedziawszy – mówiąc to posadziła mnie na
taborecie przy barze kuchennym i podała zimną wodę. Ale jak ona ją trzymała? –
Pij.
Zamiast
pić, po prostu siedziałam z szklanką w ręce i cały czas głupio się śmiałam.
– Ugh!
Dość tego! – Wyrwała mi szklankę i chlusnęła lodowatą wodą w twarz.
– Hej! – Wreszcie
udało mi się wrócić do normalnego stanu.
– W końcu!
Zachowywałaś się jak idiotka. Trzymaj. – Rzuciła mi ściereczkę.
Wycierając
się, cały czas na nią spoglądałam.
– No
dobra, najpierw musimy tu posprzątać. Potem postaram ci się wszystko wyjaśnić.
– Rosalie zaczęła zbierać noże i resztę sztućców porozrzucanych po całej
kuchni. – No rusz się!
– Ale,
jak… Przecież…
– Tak,
dalej jestem nie żywa, ale mogę dotykać przedmiotów. Wszystko ci wytłumaczę,
ale najpierw tu posprzątajmy.
Po
nie całych 10 minutach wszystko wyglądało normalnie. No, prawie normalnie.
– Zaraz,
wazon! – Wybiegłam na korytarz. Niestety on nie był z metalu i nie leżał na
podłodze w jednym kawałku. – Mama mnie zabije jak to zobaczy, to był jej
ulubiony wazon!
– Przecież
wiem! Pamięci jeszcze nie straciłam. Najwyżej powiesz, że, no nie wiem, stłukł
go William?
– On już
tu nie mieszka, a jak w ogóle coś o nim usłyszy… Lepiej nie prowokować losu –
powiedziałam zbierając odłamki porcelany.
– Wiem! –
Pojawiła mi się przed twarzą – Po prostu powiesz, że zrobiła to mała Artemida,
gdy nie było cię w domu.
– Przestań
w reszcie to robić! I to może być jedyny dobry pomysł.
W końcu
posprzątawszy wszystko, z ciepłą kawą, znów leżałam na moim hamaku. Rose
siedziała przede mną na barierce i opierała się o ścianę, tak jak robiła to
zawsze. Dlaczego widzę ją tylko ja? Dlaczego nie może siedzieć tutaj żywa?
– No
dobra, teraz powiedz mi, czego się tak wystraszyłaś? – zapytała, nie przerwanie
na mnie patrząc.
–
Zasnęłam…
– Jak
zwykle.
– Nie
przerywaj mi! Więc zasnęłam i nagle obudził mnie krzyk i okropny hałas. Zeszłam
na dół a pod oknem w kuchni… - Przełknęłam wielką gule w gardle – Pod oknem
stała jakaś dziewczyna. Gdy się odwróciła, jej oczy… Powiedziała tylko „Pomóż
mi” i zniknęła, po prostu, jak za pstryknięciem palca.
W
końcu na nią spojrzałam, a ona wciąż się na mnie patrząc, promiennie się
uśmiechała.
– A więc
się udało – powiedziała jeszcze bardziej się do mnie szczerząc. – Soph udało
się!
– Ale co
się udało? W ogóle cię nie rozumiem…
–
Przejęłaś po mnie pałeczkę!
– Co
zrobiłam? – Spojrzałam na nią ogłupiała.
– Jesteś
Przejściem! A tak się bałam, że się nie uda… Ale się udało! – powiedziawszy to
rzuciła się na mnie, zamykając mnie w mocnym uścisku. Wciąż śmiesznie chłodnym.
***
Zamieściłam ankietę odnośnie tego opowiadania.
Głosujcie :)
Cudowny *.*
OdpowiedzUsuńTego się kompletnie nie spodziewałam ;]
Życzę dużo weny i pozdrawiam ;*
O jest wspanialy XD
OdpowiedzUsuńMaly glosik w mojej glowie mowil mi ze ona jest przejsciem XD
Pozdrawiam Clary
Super rozdział <33 Kurczę co to jeszcze powiedzieć XD Genialnie piszesz,czekam na ciąg dalszy i zapraszam do siebie asikeo.blogspot.com/ ;)
OdpowiedzUsuńWoow ! Super rozdział !
OdpowiedzUsuńNa początku myślałam, że jakiś demon napadł na jej dom xD
Bardzo mi się podoba, czekam na kolejny !! <3