Stałam właśnie w portierni siłowni i
czekałam, aż ktoś wreszcie łaskawie przyjdzie i mnie nakieruje. Już miałam
wyjść dość zniecierpliwiona, gdy bocznym wejściem weszła młoda dziewczyna i
stanęła za ladą.
– Och,
najmocniej przepraszam! Nie słyszałam, że ktoś przyszedł. – Zaczęła poprawiać
ubranie i włosy. – Byłam trochę zajęta. No, ale przejdźmy do rzeczy, co cię do
nas sprowadza? – Uśmiechnęła się przyjaźnie.
Nie
chcę wdawać się w szczegóły, czym była tak… zajęta, ale chciałam jak
najszybciej zacząć. Skoro Rosalie twierdzi, że zajmie mi to około tygodnia, mam
nadzieję, że zleci on dość szybko. Nie przepadałam zbytnio za takimi miejscami,
gdzie musisz publicznie się pocić! To dość… krępujące jak dla mnie. Zresztą,
cały czas liczę, że duch dziewczyny, który mnie dzisiaj odwiedził, wcale nie
będzie się chciał ze mną bić. Najlepiej, żebym z nikim nie musiała się bić.
– Mam już
karnet. – Podałam go dziewczynie – Tylko, nie wiem dalej, co i jak. –
Uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Och,
indywidualne nauczanie, czy ty nie jesteś przypadkiem młodszą siostrą Willa?
Spojrzałam na nią nieco zdziwiona.
– No nie
aż tak młodszą, ale tak – odpowiedziałam.
Dziewczyna
uśmiechnęła się do mnie promiennie, ukazując zadbane zęby.
– Miło mi
cię poznać, nazywam się Beatrice, a ty zapewne Sophie?
– Tak, i
również miło mi cię poznać. – Uśmiechnęłam się niepewnie, nie bardzo wiedząc,
co sądzić o tej wylewności uczuć.
– No
dobra, chodź, zaprowadzę cię do twojej sali - mówiąc to wyszła zza lady i
ruszyła przodem.
– Jak to
do „mojej sali”? – zapytałam.
– Masz
osobną salę, specjalną na twoje treningi.
– Och.
Przez
chwilę szłyśmy w milczeniu, co chwila zza mijanych drzwi dobiegała muzyka,
podnoszenie sztangi, czy polecenia trenerów. Praktycznie każde z tych drzwi
były oszklone i można było zobaczyć wiele osób ciężko pracujących nad swoim
ciałem.
– Dlaczego
ja mam nauczanie indywidualne, a te drzwi nie są oszklone jak reszta? –
zapytałam, gdy zatrzymałyśmy się przed szarymi – podobnie jak ściany -
drzwiami.
– Hm. –
Popatrzyła na mnie zamyślona – Albo jeszcze nic nie wiesz, albo nie wszystko do
końca, no, ale nie długo wszystko się wyjaśni. Zaufaj mi. – Mrugnęła do mnie i
otworzyła drzwi. – Wejdź i się przebierz, tam po prawej jest szatnia, zaraz
przyjdzie do ciebie ktoś, kto będzie twoim instruktorem.
– Dzięki –
powiedziałam, a ona uśmiechnęła się i wyszła.
Sala
dość spora, porównując ją z pozostałymi. Tylko, że tutaj było wszystko od
materacy, po różnego rodzaju sztangi, kijki i tak dalej.
Szybko
przebrałam się w mój dres, związałam włosy i po około pięciu minutach stałam
przy oknie, podziwiając niesamowity widok morza i wzgórz za oknem. Po chwili
usłyszałam otwierające się drzwi, lecz nie mogłam się odwrócić, wciąż urzeczona
widokiem.
–
Niesamowite, prawda? Też nigdy nie mogę się napatrzeć, a z tej sali jest
najpiękniejszy widok. – Zamarłam na dźwięk tego głosu. Znałam go i to za
dobrze, tylko skąd on się tu wziął?
Powoli,
lecz z ociąganiem, odwróciłam się.
Wciąż
zapiera mi dech w piersi, gdy go widzę. Wysoki, przystojny, dobrze zbudowany
brunet, o mocnej linii szczęki. Na szczęście, nie wywołuje już tych uczuć, co
przed laty. Mogę odetchnąć z ulgą. Chociaż przyznam, że trochę się zmienił i to
nie na gorsze, oczywiście.
– Soph?! –
Nie krył zdumienia.
– Cześć
Xawier, też miło cię znowu widzieć.
– A… ale
jak to możliwe… Ty?!
– Dobra. –
Spojrzałam na niego nieco zirytowana. – Wiem, że za mną nigdy nie przepadałeś i
skoro tak ci przeszkadza moje towarzystwo, to zamień się i niech ktoś inny mnie
trenuje.
– Ja za
tobą nie przepadałem? – Wybałuszył oczy – Zresztą nie o to mi chodzi. Jak to w
ogóle możliwe? Will nie wspomniał, że nowym Przejściem, którego mam trenować i
strzec jesteś ty!
– Co?! – Teraz
to ja wytrzeszczyłam na niego oczy. – Chcesz mi powiedzieć, że ty, ta, jak jej
tam, Beatrice, jesteście Strażnikami?!
– No jasne!
To ty nic nie wiedziałaś? – Zdziwił się.
– Wiesz,
wiedziałam dokładnie tyle samo, co ty o mnie.
Staliśmy
tak przez parę dobrych minut, przyglądając się sobie. Był bardzo przystojny,
jeszcze jakiś czas temu powaliłby mnie na kolana - co miłość nie robi z
człowiekiem. Lecz na cale szczęście już się z tego wyleczyłam. Zresztą wtedy
nie miałam u niego najmniejszych szans, tak samo jak i zapewne teraz.
– Bardzo
się zmieniłaś, od naszego ostatniego spotkania – powiedział, przerywając
milczenie.
– Ty
również, chociaż nie tak bardzo. – Uśmiechnęłam się.
Odwzajemnił
mój uśmiech i coś we mnie drgnęło, na szczęście to było chwilowe.
– No dobra,
– spojrzał na zegarek wiszący na ścianie – zabierzmy się do roboty, nie jest znowu
tak późno, może uda nam się jakoś uporać w dwie godzinki z Tai Chi. Masz
szczęście, inaczej uczyłabyś się tego parę miesięcy, a może nawet i dłużej, aby
dojść do precyzji.
W ciągu czterech godzin nauczyłam się wszystkiego. Nie było
tak trudno jak z początku przypuszczałam, ale nie ukrywam, dorobiłam się kilka
dość sporych siniaków, z czego już nie byłam zadowolona. Liczne zbliżenia z
Xawierem z początku nie ułatwiały mi nauki. Z czasem starałam się nie myśleć,
kto jest moim nauczycielem. Miałam nadzieję, że moje treningi naprawdę potrwają
tydzień i nie będę musiała już go oglądać. Od ostatniego razu zrobił się
naprawdę przystojny. Ech.
Po treningu wzięłam szybki prysznic.
Mimo wszystko nawet Przejścia intensywnie się pocą. Pożegnałam się ze
wszystkimi i ruszyłam do wyjścia, gdy nagle z jednego z pomieszczeń wybiegł
Xawier.
– Soph! Zaczekaj! – Podbiegł do mnie
jeszcze lekko mokry i pachnący czymś ładnym. – Odprowadzę cię, jest już dość
późno.
– Nie, dzięki. Nie musisz, poradzę
sobie – powiedziawszy to otworzyłam drzwi i wyszłam na chłodne nocne powietrze.
– Oj nie, nie. Nigdzie sama nie
idziesz. – Dorównał mi kroku.
– Spokojnie, jest tu pełno ludzi,
bez względu na porę, nic mi się nie stanie.
– I tak cię odprowadzę, teraz może
stać ci się cokolwiek, nie zapominaj, kim jesteś. Zresztą – popatrzył na mnie,
taki silny, pewny siebie… – jesteś pod moją szczególną opieką, więc to jest
moim zadaniem.
– No dobra, niech ci będzie.
Mieszkam jakieś 20 minut stąd.
Szliśmy w
milczeniu przez kolorowe od świateł przedmieścia. Dobrze, że rodziców nie było
w domu, bo nie byli by zadowoleni, że ich córka w trakcie roku szkolnego wraca
do domu o pierwszej w nocy.
– Wow! To Xawier!? – Przed moim
towarzyszem pojawiła się zafascynowana Rose. – Wow! – powtórzyła - Dlaczego go
nie było gdy ja żyłam? Zmienił się na wielki plus!
Do tej pory
nie przyzwyczaiłam się do jej materializowania się gdziekolwiek, więc drgnęłam
przestraszona. Xawierowi nie uszło to uwadze. Spojrzałam na niego, następnie na
Rosalie, a ona pokiwała przecząco głową. A więc on nie wie, że ona tutaj jest.
– Coś się stało? – zapytał z
niepokojem.
– Nie nic, zobaczyłam tylko
nietoperza.
– Na pewno?
– Tak, nie martw się. – Uśmiechnęłam
się do niego, co miało go utwierdzić w mojej odpowiedzi.
– Ale jesteście sztywni! Spójrz na
niego jak się zmienił… I ty… I po prostu nic? Nie wierzę, naprawdę! –
powiedziała Rose materializując się dosłownie wszędzie.
Zgromiłam ją wzrokiem. Będziemy
musiały poważnie porozmawiać, bo to jest nie do wytrzymania. Chyba zrozumiała
mój przekaz i rozpłynęła się w powietrzu jak zawsze.
Po 20 minutach staliśmy pod moimi
drzwiami, wciąż żadne z nas się nie odezwało, to było naprawdę krępujące.
– Hm...
– No, więc...
Zaczęliśmy mówić jednocześnie.
– Ja już pójdę. Jestem zmęczona, a
jutro czeka mnie szkoła i kolejny trening. Także dobranoc i dzięki za
odprowadzenie – powiedziałam i zaczęłam wchodzić do domu.
– Nie mogę się doczekać, dobranoc –
odpowiedział Xawier.
Nie zdążyłam w ogóle na to zareagować,
ponieważ był już na chodniku. O co mu chodziło z tymi ostatnimi słowami?
Przecież nigdy za mną nie przepadał. Zamyślona zamknęłam drzwi.
Wow *.*
OdpowiedzUsuńmatko co tak dlugo z tym rozdzialem :D myslalam ze cie zabije :D
OdpowiedzUsuńa teraz co do rozdzialu to cudoooooooooo *.* :* dech zapiera
Czekam na nn! :D
OdpowiedzUsuńHeh świetnie piszesz! No to czekam... :D
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu inne czytelniczki nie wysilą się, żeby rozwinąć swoją wypowiedź, niż się ograniczać do samego "wow". To może ja coś więcej napiszę.
OdpowiedzUsuńNa początku przeglądnęłam zakładki (bo zawsze tak robię) i ujrzałam tam gif, którego od tak dawna szukałam! Oczywiście zapisałam go sobie na komputerze (chyba nie masz mi tego za złe), no i po tym miałam już wyjść ze stronki. Jednak z nudów przeczytałam prolog. No i spodobało mi się. Myślałam, że to będzie znowu jakieś głupkowate opowiadanie o aniołach (a kocham takie), które pisze jakaś zdesperowana dziewczyna, ale jakże się myliłam. Świetny pomysł, naprawdę. To całe Przejście... Czytałaś może serie "Pośredniczka" Meg Cabot? Tam jest tak podobnie! Rzadko można spotkać duchy na blogosferze i tutaj daje Ci ogromny plusik.
Wypowiem się do bohaterów:
Sophie - spodobała mi się od początku, taka naiwna, nie znająca świata. Nawet, kiedy pyskowała do Daniela nadal była urocza.
Rose czy Ruby, nie pamiętam - taka rozwrzeszczana dziewczyna, która jest bardzo infantylna. Nie lubię jej i jakoś nie sądzę, żeby mi się spodobała.
Nina - tutaj to już mam o niej bardzo złe zdanie, chyba jak każdy. Wredna, arogancka suka, że się tak wyrażę. "Nie licz na jakąś wielką przyjaźń". Pff, Soph chciała być tylko miła! ;[
Daniel - kolejny arogancik, co myśli że wszystko mu wolno. Ale może go później polubię? Nie wiem, wiem na pewno, że Niny nie. Pieprzona Wyrocznia. XD
Co do błędów, to na początku wkurzało mnie to, że nie justowałaś tekstu, ale później się to zmieniło i przymrużę na to oczko. Nieważne pisze się razem, zmień to, jak będziesz miała czas.
Dobra, to może ja już będę kończyć? Zaraz mój komentarz będzie dłuższy, niż ten rozdział.
Ale przy okazji zapraszam Cię do mnie: poznac-przeznaczenie.blogspot.com < Myślę, że zostawisz jakiś ślad po sobie i że będziesz stałą czytelniczką. XDD
Pozdrawiam i czekam na 9 rozdział!
Już praktycznie zwątpiłam w to opowiadanie, a tu takie miłe słowa. Dziękuję i zajrzę do Cb :)
UsuńTylko nie rezygnuj! Dasz radę to dokończyć! :)
Usuń